Domki z bali u Ireny Mazury. Rybical 61, 11-520 Ryn, Polska – Doskonała lokalizacja – pokaż mapę. 9,7. Wyjątkowy. 3 opinii. Bardzo komfortowy domek, świetnie wyposażony, położony w pięknej okolicy ( jezioro, las ), przemili gospodarze. Bardzo udany pobyt. Wilczy Szaniec: zarezerwuj bilety na najpopularniejsze Wycieczki prywatne. Gwarantujemy najniższą cenę i zwrot pieniędzy. Sprawdź opinie innych podróżujących. Wilczy Szaniec Przewodnicy. Zapraszamy Państwa do korzystania z usług przewodnickich po byłej wojennej kwaterze Hitlera "Wilczy Szaniec" w Gierłoży. Ceny noclegów w hotelu Wilczy Szaniec: W okresie od 01 kwietnia do 31 października: Pobyt jedno dobowy: pokój jednoosobowy – 110 złotych brutto za dobę, pokój dwuosobowy – 160 złotych brutto za dobę, pokój trzyosobowy – 230 złotych brutto za dobę, Pobyt powyżej jednej doby: pokój jednoosobowy – 100 złotych brutto za dobę, Wilczy Szaniec zwiedzanie . Wywiady – radziecki i aliancki nigdy nie zdołał zlokalizować położenia kwatery. Nawet okoliczna ludność Gierłoży zaintrygowana ruchliwym życiem w pobliskim lesie nie wiedziała, co naprawdę się tam kryje. ponadto. Wilczy Szaniec: Zamach wilczy szaniec cennik 2019 Opinie klientów. Ogólna ocena. 4,8 /5. Wilczy Szaniec. 16 Województwo warmińsko-mazurskie Zwiedzanie prywatnym samochodem. Atrações perto de Wilczy Szaniec: (1.24 km) Mazurolandia (5.61 km) Masuria Museum - Owczarnia (7.38 km) Konsulat Swietego Mikolaja (7.41 km) Christmas Decorations Factory of Doroszko (7.65 km) Zamek W Ketrzynie; Veja todas as atrações perto de Wilczy Szaniec no Tripadvisor Wycieczki po Polsce Zwiedzanie miast Gdańsk - wycieczki Wilczy Szaniec W sercu mazurskich lasów znajdują się ruiny kwatery Hitlera, która została zbudowana w związku z planem agresji Niemiec na Związek Radziecki. Do odwołania wstrzymano możliwość zwiedzania Ośrodka Edukacji Historyczno-Przyrodniczej „Wilczy Szaniec „- poinformowało Nadleśnictwo Srokowo. Decyzja ma związek z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Nadleśniczy ze Srokowa Zenon Piotrowicz powiedział, że możliwość zwiedzania obiektów dawnej kwatery Adolfa Hitlera „Wilczy Szaniec” w Gierłoży została dziś Dziś licznie odwiedzają go turyści przechadzając się wśród ruin dawnych bunkrów, osobistej kwatery Hitlera, centrali telefonicznej, czy miejsc rozrywki jak herbaciarnia, kasyno, czy sauna. Hitler opuścił Wilczy Szaniec 20 listopada 1944 roku. Przed jej opuszczeniem Niemcy zaminowali teren dookoła o łącznej długości 10 km i md8OCta. Wilczy Szaniec (niem. Wolfsschanze) to nazwa kwatery głównej Adolfa Hitlera, która znajdowała się w lesie niedaleko miasta Kętrzyn (dawniej Rastembork, niem. Rastenburg). Na obszarze o powierzchni około 250 ha wzniesiono nawet 100 budynków murowanych (i drugie tyle drewnianych). W Wilczym Szańcu na stałe przebywał niemiecki wódz wraz ze swoją najbliższą świtą oraz przedstawicielami kluczowych dowódców i ministrów. Mimo że w 1945 roku wysadzono większość zabudowań, to ruiny najbardziej okazałych budowli przetrwały do naszych czasów i możemy zwiedzić je samodzielnie lub w trakcie wycieczki z przewodnikiem. Wilczy Szaniec: krótkie wprowadzenie historyczne Kwatera główna Wraz z rozpoczęciem II wojny światowej Niemcy ukłuli pojęcie kwatery głównej naczelnego wodza (niem. Führerhauptquartier, skrót: FHQ), które odnosiło się do miejsca, gdzie przebywał i skąd władzę sprawował Adolf Hitler. Kompleksów tego typu powstało kilka i ich lokalizacja zależała od aktualnych działań wojennych. Podczas agresji na Polskę kwatera główna mieściła się w pociągu pancernym, ale w trakcie inwazji na Francję czy Bałkany wykorzystywano już stałe kompleksy, które wznoszono na terenie Niemiec, Belgii czy Austrii. Najważniejsza z kwater powstała na terenie Prus Wschodnich, pośród mazurskich lasów, jezior i bagien. Niektóre z nazw kwater głównych nawiązywały do wilka, czyli przydomku Hitlera. Plan Barbarossa i otwarcie frontu wschodniego W 1940 roku rozpoczęto przygotowania do realizacji planu "Barbarossa", którego celem był atak i szybkie podbicie ZSRR. Operacja zbrojna miała rozpocząć się w połowie 1941 roku i potrwać zaledwie kilka miesięcy. Chcąc ułatwić Hitlerowi skuteczne dowodzenie działaniami na froncie wschodnim zdecydowano o przygotowaniu na terenie Prus Wschodnich (obecne Mazury) kwatery głównej oraz kwater pomocniczych dla dowództwa oraz kluczowych ministerstw. Na miejsce budowy kwatery głównej wybrano otoczony bagnami i jeziorami las położony nieopodal niewielkiej osady Gierłoż (dawniej Görlitz), kawałek od miasta Kętrzyn (dawny Rastembork). Wybór lokalizacji był starannie przemyślany. Niemcy przezornie założyli, że nikt nie będzie ich szukał pośród bagien i jezior. Co jeszcze przemawiało za tą okolicą? las od XVII wieku służył mieszkańcom Rastemborka jako obszar wypoczynkowy, a w jego okolicy znajdowało się lotnisko turystyczne (szybko zamienione na wojskowe), dworzec kolejowy (linia kolejowa Kętrzyn-Węgorzewo) oraz szosa. Prusy Wschodnie były silnie ufortyfikowane - przez obszar Wielkich Jezior Mazurskich przechodził długi pas umocnień oraz schronów nazywany Giżyckim Rejonem Umocnionym, który przygotowano w latach 20. i 30. z myślą o obronie przed ewentualnym najazdem Sowietów. tutejszy drzewostan składał się z wysokich na około 28-32 m drzew, o mniej więcej równym podziale na drzewa iglaste i liściaste. Wśród tutejszych gatunków dominowały: sosna taborska, świerk, dąb oraz buk. Oprócz ostatniego z nich żaden nie zrzuca w całości liści i igieł na zimę, co ułatwiało maskowanie. W promieniu około 70 kilometrów od kwatery głównej stworzono dziewięć kwater pomocniczych dla najważniejszych dowódców oraz generałów. Na przykład w odległości niecałych 20 kilometrów od Wilczego Szańca powstała kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych w Mamerkach. Kompleks ten również możliwy jest dziś do zwiedzania - kilka tamtejszych schronów przetrwało do naszych czasów w całości. Nie zawsze kwatery powstawały od zera. Czasami adaptowano istniejące pałace czy budynki. Przykładem jest pałac rodu Lehndorff w Sztynorcie, który zajęło ministerstwo spraw zagranicznych oraz minister Joachim von Ribbentrop. Największym problemem przy budowie Wilczego Szańca był podmokły, bagnisty teren. Podczas gdy bunkry w niektórych kwaterach można było budować pod ziemią, tak wszystkie tutejsze zabudowania powstały na powierzchni, a do tego musiały posiadać kształt przypominający spłaszczoną piramidę oraz kilkumetrowe fundamenty. Dyskrecja przede wszystkim Budowa kwatery głównej wymagała absolutnej dyskrecji. Oficjalnie w podkętrzyńskim lesie powstawała filia zakładów chemicznych firmy Askania z Berlina, o czym informowały tablice umieszczone przed wjazdem na teren kompleksu. Nawet miejscowi nie mieli pojęcia o tym, co powstaje w ich sąsiedztwie, choć niektórzy musieli czegoś się domyślać. Żeby nie wzbudzać podejrzeń przez pierwsze dwa lata umożliwiono mieszkańcom odwiedziny na cmentarzu, który znalazł się na terenie strefy II kompleksu. Pracownicy budowlani zatrudnieni do budowy podlegali stałej rotacji i byli przerzucani pomiędzy kwaterami. Co więcej, budowlańcy pracowali co najwyżej przy jednym budynku (albo zaledwie przy jednej jego części), dzięki czemu nie znali rzeczywistych rozmiarów ani założeń projektu. Do pracy w Wilczym Szańcu dopuszczeni byli jedynie fachowcy pochodzenia niemieckiego, głównie z Kętrzyna. Nigdy nie ściągano tu jeńców ani pracowników przymusowych. Ciekawość miejscowych mogła stanowić potencjalny problem, ale kluczowym zadaniem było ukrycie lokalizacji kwatery przed wrogami zewnętrznymi. W tym celu zastosowano kilka forteli. Dachy budynków posiadały niecki (wgłębienia), które wypełniano mchem oraz sadzono w nich drzewa - dzięki czemu oglądane z góry przypominały zwyczajne polany. Do ich pielęgnacji zatrudniono niemal setkę ogrodników, którzy wchodzili po drabinach i dbali o to, żeby wszystko wyglądało naturalnie i świeżo. Najwyższe z budynków (przewyższające korony drzew) oraz ścieżki pokrywane były siatką maskującą, a tynk na każdej ze ścian przypominał korę dębową. Gdy brakowało drzew, po prostu stawiano sztuczne. Zadbano także o detale takie jak nienaturalny hałas. Ciekawym patentem było umieszczanie w środku rynien łańcuchów, które wyciszały odgłosy spadającej wody. Rozwiązanie to zobaczymy w trakcie zwiedzania kompleksu. Nie korzystano też z normalnego oświetlenia, a światła niebiesko-fioletowego, które podlega rozproszeniu. Przyjazdy i odjazdy Hitlera również odbywały się w pełnej konspiracji. Mimo że dworzec znajdował się około 200 metrów od jego miejsca zamieszkania, to zawsze pomiędzy schronem a stacją przewożono go samochodem. Przejazdy zawsze organizowano nocą, i nigdy nie korzystano dwa razy z tej samej trasy. Przed i za pancernym składem wodza wypuszczano obstawę, w tym atrapy lokomotywym oraz składów. Pociągi Hitlera stacjonowały w Puszczy Boreckiej lub Puszczy Piskiej (jeśli miały być niedługo wykorzystywane), lub ukrywano je w bunkrze kolejowym w Konewce (województwo łódzkie). Ten ostatni został nawet udostępniony do zwiedzenia. Od rozwiązania tymczasowego do faktycznej stolicy Niemiec Zgodnie z pierwotnym planem kwatery w Prusach Wschodnich miały być zajmowane przez około pół roku. Porażki na froncie wschodnim spowodowały jednak, że Wilczy Szaniec przerodził się w stałą siedzibę. Hitler pojawił się w nim po raz pierwszy w nocy 24 czerwca 1941 i przebywał tu aż do listopada 1944 roku. Sumarycznie spędził na Mazurach blisko 800 dni, podczas gdy w Berlinie był jedynie rzadkim gościem. Do Gierłoży przyjeżdżali najważniejsi sojusznicy Niemiec, w tym Benito Mussolini (kilkukrotnie) czy premier Słowacji Józef Tiso. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że to właśnie w mazurskim lesie znajdowała się faktyczna stolica Niemiec. W latach 1942-1943 kompleks został znacznie rozbudowany - w tym czasie regularnie wznoszono murowane oraz drewniane baraki zamieniając pierwotną kwaterę w rozległe betonowe miasto. Większość zabudowy Wilczego Szańca składała się z baraków mieszkalnych oraz użytkowych, takich jak: magazyny, kuchnie, herbaciarnie. Początkowo wznoszono wiele budynków drewnianych, które w kolejnych latach obudowywano cegłami oraz żelbetonem. Nowsze budynki były już konstrukcji ceglano-żelbetonowej. Ich wnętrza miały bogate wyposażenie, w tym płytki podłogowe oraz boazerię. Dokumenty, amunicje oraz jedzenie przechowywano w niezależnych piwnicach, które wyposażono w taśmociągi ułatwiające wyciąganie skrzyń na powierzchnię. Mieszkańcy kwatery przebywali w niej dzień w dzień i potrzebowali rozrywki innej niż przesiadywanie w kasynie przy kuflu piwa. Przygotowano więc dla nich kino, w którym grano: niemieckie filmy fabularne oraz propagandowo-dokumentarne, a także pierwsze kreskówki Myszki Miki. Na terenie kwatery powstało też siedem bunkrów. Początkowo zbudowano pięć lekkich schronów, których żelbetonowe ściany miały około półtora metra szerokości, a ich sufit był wysoki na blisko dwa metry. W 1944 roku wzmocniono je stropem o wysokości nawet 8 metrów. W tym samym czasie wzniesiono też dwa nowe bunkry. Konstrukcja żelbetonowa wzmacniana była grysem bazaltowym z Sudet (dobrze widoczne czarne plamki na masywnych płytach), a żelazne pręty wytwarzano w Zagłębiu Ruhry. Cement pochodził z Włoch lub z Opolszczyzny. Schrony nie były przeznaczone do mieszkania, a miały być wykorzystane jedynie podczas ewentualnego ataku. Ich wnętrza były chłodne i wilgotne, co możemy sami sprawdzić wchodząc do jednego z korytarzy. Przywódca Rzeszy czuł się jednak na tyle niepewnie, że całe życie spędzał w zimnym i wilgotnym schronie, co negatywnie wpływało na jego stan zdrowia (zaawansowany reumatyzm) oraz psychikę. Organizacja kwatery oraz podział na strefy Wilczy Szaniec podzielony był na trzy odseparowane od siebie strefy bezpieczeństwa. Najważniejsza była strefa I, która zarezerwowana była wyłącznie dla Hitlera, jego osobistej ochrony oraz najbliższych współpracowników (adiutantów, sekretarek, kamerdynerów czy kucharek). Na stałe w kwaterze głównej mieszkały też testerki jedzenia, które sprawdzały wszystkie produkty żywnościowe przed podaniem ich wodzowi. Pośród baraków i schronów znalazło się też miejsce na... wybieg dla ulubienicy Hitlera, suczki rasy owczarka niemieckiego nazwanej blondi. W strefie I przebywali również najważniejsi wojskowi oraz politycy, w tym: Martin Bormann (kierownik kancelarii NSDAP), Alfred Jodl (szef Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu) czy Wilhelm Keitel (szef Naczelnego Dowództwa Sił zbrojnych). W strefie II mieściły się przedstawicielstwa pozostałych kwater pomocniczych. Strefa III pełniła funkcje obronne - na jej terenie znajdowały się bramy kontrolne, działka, stanowiska obrony przeciwlotniczej, zasieki czy pole minowe. Każda ze stref posiadały własną służbę bezpieczeństwa. Mniej więcej co 500 metrów znajdowała się wieża obserwacyjna. Wszyscy pracownicy podlegali inwigilacji, np. listy oraz torby każdej z sekretarek były dokładnie sprawdzane, a karą za uchybienia była śmierć. W sumie na stałe w kwaterze głównej stacjonowało około 2000 osób. Historia nieudanego zamachu Kwatera główna w Wilczym Szańcu kojarzona jest często z nieudanym zamachem na życie Adolfa Hitlera, który 20 lipca 1944 przeprowadzili pułkownik Claus von Stauffenberg oraz jego adiutant Werner von Haeften. Claus von Stauffenberg był zasłużonym dowódcą, który niezadowolony z przebiegu kampanii wschodniej oraz rozczarowany decyzjami Hitlera już w 1942 roku dołączył do grupy spiskowej, mającej na celu obalenie władzy wodzowskiej. Puczyści przygotowali i przeprowadzili kilka prób zamachu na życie Hitlera, z których żaden się ostatecznie nie powiódł. Plan zamachu podczas narady w Wilczym Szańcu wydawał się jednak perfekcyjny. Pułkownik miał na spotkanie z wodzem wnieść w teczce dwa ładunki wybuchowe. Po ich detonacji i śmierci Hitlera oczekujący w Berlinie pozostali puczyści mieli wydać rozkazy do zajęcia strategicznych punktów w stolicy Niemiec. O fiasku zamachu zadecydował czysty przypadek. Narada miała odbyć się o godzinie 13:00. Hitler na ten dzień miał jednak zaplanowane spotkanie z Benito Mussolinim, więc naradę niespodziewanie przesunięto na 12:30. Zaskoczony tym faktem pułkownik zdążył uzbroić tylko jeden z ładunków. Pamiętajmy, że Stauffenberg był inwalidą, który stracił prawą dłoń, dwa palca u lewej ręki oraz lewe oko. Drugą kwestią była zmiana miejsca spotkania. Zamiast betonowego schronu, gdzie siła rażenia ładunku była by znacznie większa, wykorzystano drewniany barak, który został zaledwie wzmocniony murowanymi ścianami i stropem. Stauffenberg był bohaterem wojennym, którego traktowano z szacunkiem i estymą, dzięki czemu nie został w żaden sposób skontrolowany i mógł bez problemu wznieść ładunek. Pułkownik pozostawił teczkę przy stole i opuścił bunkier pod pretekstem pilnej rozmowy telefonicznej. Ładunek znalazł się stosunkowo blisko Hitlera, jednak na tyle daleko, że jedynie go ranił, zabijając przy tym cztery inne osoby (w spotkaniu brało udział ponad 20 uczestników). Gdyby jednak udało się przygotować i wnieść drugi ładunek, to siła wybuchu była by na tyle duża, że zamach musiałby się powieść. Co ciekawe, Stauffenberg był przekonany, że zamach się powiódł. Udali się więc z Haeftenem do Berlina, gdzie rozpoczęli pucz, który z powodu fiaska zamachu został szybko zduszony. Spiskowcy zostali straceni, a ich rodziny wymordowane. Praktycznie nic nie przetrwało z budynku, w którym przeprowadzono zamach. Barak ten znajdziemy na mapie pod numerem 3. Stał on naprzeciwko schronu dla gości, który jest obecnie jednym z najważniejszych zabudowań na terenie kompleksu. W jednym z baraków przygotowano za to wystawę, której główną atrakcją jest makieta przedstawiająca salę narad na chwilę przed wybuchem. Klęska na wschodzie oraz wysadzenie kwatery Rok 1944 przyniósł ofensywę aliantów na zachodzie, sowietów na wschodzie oraz intensywne bombardowania zachodnich Niemiec. Po zrównaniu z ziemią centrów badawczych w Peenemünde podjęto decyzję o wzmocnieniu kluczowych budynków i schronów w Wilczym Szańcu. Obudowano je kilkumetrowymi ścianami oraz pokryto grubym (4-, 6-, a nawet 8-metrowym) stropem z żelbetonu. Gwałtowne postępy Armii Czerwonej w marszu na zachód wymusiły jednak pośpieszne wycofanie się niemieckiego dowództwa z terenów Prus Wschodnich. Hitler opuścił swoją kwaterę 20 listopada 1944 roku, a razem z nim wywieziono wszystkie dokumenty, sprzęt oraz całą broń. Kwatera opustoszała. Rozkaz zniszczenia kwatery wydano 24 stycznia 1945 roku, niedługo po zajęciu przez Rosjan Węgorzewa. W nocy z 24 na 25 wysadzono wszystkie najważniejsze schrony. Do tego celu użyto kilkadziesiąt ton materiałów wybuchowych ( trotylu). Monumentalnych bunkrów nie wysadzano jednak w całości, a robiono to etapami. Było to spowodowane siłą uderzeniową oraz troską o bezpieczeństwo saperów, którzy musieli znajdować się w odległości niewiele większej niż 100 m od wysadzanych obiektów. Siła wybuchów była tak wielka, że wstrząsy były odczuwalne w promieniu nawet 30 kilometrów. Podobno w kętrzyńskiej bazylice św. Jerzego spadały dachówki oraz pękały witraże. Masywne żelbetonowe stropy po detonacji "podskakiwały" do góry na wysokość nawet dwóch metrów, a następnie opadały miażdżąc lub przesuwając znajdujące się pod nimi ściany. Niektóre ze spadających stropów ustawiły się bokiem, tworząc nieco górski krajobraz. Trudno jednak nie zauważyć, że żelbetonowa konstrukcja przetrwała detonację w zadziwiająco dobrym stanie. To pokazuje, że schrony były w stanie skutecznie obronić mieszkańców kwatery w razie bombardowania. Opuszczona kwatera oraz jej okolica zostały silnie zaminowane przez wycofujące się wojska niemieckie. Operacja rozminowywania trwała jeszcze dekadę po zakończeniu wojny. Tylko w latach 50. unieszkodliwiono nawet kilkadziesiąt tysięcy min. Przy operacji tej zginęło kilku polskich saperów. Niemcy nie zniszczyli wszystkich baraków. Część z nich rozleciała się w trakcie detonacji, ale wiele przetrwało. Po wojnie niemal wszystkie zostały rozebrane i wywiezione, do odbudowywanej Warszawy czy na zamek w Malborku. Wyposażenie wnętrz, w tym boazeria, drewniane belki czy kafelki, zostały najpierw rozgrabione przez okoliczną ludność, a następnie przez władzę ludową. W trakcie zwiedzania możemy wypatrzeć pojedyncze fragmenty posadzki, np. we wnętrzu schronu Hermanna Göringa. Wilczy Szaniec: zwiedzanie kompleksu stan na sierpień 2020 Od 2017 roku pozostałościami po dawnej kwaterze głównej zarządza Nadleśnictwo Srokowo. Do zwiedzania dostosowana została strefa I, czyli obszar zarezerwowany dla Adolfa Hitlera oraz jego najbliższych współpracowników. Po terenie stanowiska poruszamy się wybrukowaną ścieżką (dostępną bez problemu dla rodziców z wózkami oraz osób z ograniczoną mobilnością), ale możemy też swobodnie zbaczać z trasy i zaglądać do wnętrz zawalonych budynków. Wilczy Szaniec możemy zwiedzić samodzielnie, korzystając z tablic informacyjnych, które zainstalowano przed najważniejszymi budynkami. Na przejście całego terenu wraz z wystawami wystarczy nam około 60-90 minut. Osoby chcące dowiedzieć się więcej mogą zainstalować oficjalną aplikację lub wybrać się na wycieczkę z przewodnikiem (o której napisaliśmy więcej w kolejnym punkcie). Pamiętajmy, że wszystkie najważniejsze schrony oraz bunkry zostały wysadzone i żaden z nie przetrwał do naszych czasów. Podczas zwiedzania Wilczego Szańca oglądamy jedynie ruiny. Warto zdawać sobie sprawę, że Wilczy Szaniec to jedna z najpopularniejszych atrakcji na Mazurach. W sezonie letnim, i to już po godzinie 10:00, zaczynają pojawiać się tłumy. Jeśli chcielibyśmy zwiedzać w mniejszej grupie (w trakcie wycieczki z przewodnikiem) lub bez tłumów turystów, to warto pojawić się do godziny po otwarciu. Na terenie kompleksu znajdziemy: restauracje, hotel oraz pole namiotowe. Wilczy Szaniec: zwiedzanie z przewodnikiem stan na sierpień 2020 Wydaje się nam, że dla wielu odwiedzających najlepszą opcją jest zwiedzanie z przewodnikiem. Podczas samodzielnego zwiedzania trudno jest wyobrazić sobie życie w kwaterze czy jej rzeczywisty wygląd, a przewodnicy mogą dodatkowo podzielić się z nami wieloma ciekawostkami. Wycieczka trwa zazwyczaj (w zależności od liczby uczestników oraz trasy) od 75 do 90 minut. Koszt zwiedzania to około 100 zł za grupę. Przewodnicy czekają i formują grupy przy głównym parkingu (pod dużym namiotem, obok kawiarni). Jeśli chcemy, to możemy wynająć przewodnika na wyłączność, lub poczekać na zebranie się większej grupy. Budynki i obiekty wystawowe stan na sierpień 2020 Mimo że żaden ze schronów czy domów nie przetrwał w stanie oryginalnym, to ich ruiny pozwalają nam uświadomić sobie, jak te monumentalne budowle mogły wyglądać w czasach swojej świetności. Przed każdym z najważniejszych budynków wystawiono tablice opisowe, z których dowiemy się więcej o ich historii czy zastosowaniu. Dla turystów przygotowano też trzy obiekty wystawowe, które skupiają się na różnych aspektach kwatery głównej oraz wydarzeniach z nią powiązanych. Wybrane budynki oraz obiekty wystawowe: Kwatery mieszkalne i garaże Służby Bezpieczeństwa Rzeszy (nr 1) Zanim rozpoczniemy zwiedzanie warto rzucić okiem na budynek, w którym obecnie mieszczą się: hotel, restauracja oraz toalety dla odwiedzających. W czasach hitlerowskich barak ten zajmowała Służba Bezpieczeństwa strefy II. W środku znajdowały się kwatery mieszkalne, magazyny oraz garaż dla samochodów opancerzonych i motocykli. Pod koniec lat 50. budynek odrestaurowano i zamieniono na hotel, dzięki czemu przetrwał do naszych czasów. Mimo wielu zmian, takich jak stworzenie restauracji w miejscu parkingu oraz dodanie komina, budynek ten wygląda niemal tak, jak w czasach istnienia kwatery głównej i pozwala nam uświadomić sobie wygląd Wilczego Szańca. Gdyby po wojnie nie rozebrano innych baraków, to właśnie tak wyglądałby cały kompleks. Warto zwrócić uwagę na rynnę z przypiętym wewnątrz łańcuchem. Był to jeden z elementów maskujących. Dzięki takiemu rozwiązaniu dźwięk spadającej wody brzmiał bardziej naturalnie. Schron dla gości (nr 6) Jeden z trzech najważniejszych obiektów w strefie I. Początkowo był to schron lekki, który w 1944 roku obudowano płaszczem żelbetonowym. Po tej zmianie powstała konstrukcja o wymiarach 45 x 23 metry. Od 16 lipca do 8 listopada 1944 roku schron był zamieszkany przez Adolfa Hitlera. Barak narad sztabowych (nr 3) Naprzeciwko schronu dla gości możemy wypatrzyć to co zostało z baraku, w którym 20 lipca 1944 przeprowadzono nieudany zamach na życie Hitlera. Schron Bormana (nr 11) Kolejny z masywnych schronów (36 x 23), który swoją nazwę otrzymał ze względu na bliskość baraku zajmowanego przez szefa kancelarii NSDAP Martina Bormanna. Bormann był jednym z kluczowych współpracowników Hitlera. Jednym z jego zadań była opieka nad Ewą Braun, kochanką Hitlera, która co ciekawe nigdy osobiście nie odwiedziła Wilczego Szańca. Schron Adolfa Hitlera (nr 13) Pierwszy ze schronów przygotowanych dla niemieckiego wodza powstał w 1941 roku. Był to schron typu lekkiego, w którym znajdowała się sypialnia, gabinet dzienny czy łazienka. Hitler przebywał w nim przez około 720 dni. W marcu 1944 roku schron został zburzony i rozpoczęto budowę bardziej okazałej struktury, obudowanej kilkumetrowym żelbetonowym stropem. Nowy schron miał wymiary 67 x 38 metrów. Hitler nie nacieszył się nim jednak zbyt długo - mieszkał w nim zaledwie przez 12 dni (od 8 do 20 listopada 1944 roku). Schron Hermanna Göringa (nr 16) Schron Göringa, który na co dzień przebywał w swojej kwaterze w Romnitach (w dawnym dworze myśliwskim na terenie Puszczy Romnickiej), był najbardziej wysuniętym na wschód budynkiem tego typu w Wilczym Szańcu. Z tego powodu na dachu budowli zainstalowano dwie platformy uzbrojone w działka przeciwlotnicze kalibru 20 mm oraz stanowisko karabinu maszynowego. Schron ten zachował się w stosunkowo dobrym stanie i możemy wejść do wnętrza jego ruiny. Będąc na miejscu warto rozglądać się za pozostałościami posadzki. Dom Hermanna Göringa (nr 15) Göring znany był z zamiłowania do przepychu, alkoholu oraz środków odurzających. Mimo że prawdopodobnie ani razu nie został na noc w Wilczym Szańcu, to jego dom przypominał prawdopodobnie wnętrza pałacu. Po zajrzeniu do środka warto wypatrzyć ruiny pieca, który w czasach swojej świetności był zapewne pokryty kolorowymi płytkami. Makieta sali narad w odnowionym baraku szefa sztabu operacyjnego Wehrmachtu (nr 17) W czerwcu 2020 roku skończyły się prace budowlane na terenie dawnego baraku szefa sztabu operacyjnego Wehrmachtu Alfreda Jodla. W odnowionym budynku zaprezentowano wystawę poświeconą nieudanemu zamachowi z 20 lipca 1944 roku. Głównym punktem ekspozycji jest makieta przedstawiająca salę narad na chwilę przed wybuchem teczki-pułapki. Na jednej ze ścian zaprezentowano również informacje o odznaczeniu, które Hitler ustanowił na chwilę po zamachu. Odznaka za Rany 20 lipca 1944 została wręczona 25 osobom, w tym samemu Hitlerowi. Odznaka za Rany 20 lipca 1944 0 Wil Będąc na miejscu warto rozejrzeć się za zdjęciem, na którym zobaczymy wyniszczone reumatyzmem dłonie pochylającego się Hitlera. W baraku wystawiono również pojedyczne artefakty odnalezione na terenie Wilczego Szańca. Są to butelki po piwie, słoiki, wyposażenie apteczne, przedmioty osobiste (np. szczoteczki do zębów, maszynki do golenia), obiekty pochodzące z zakładu fryzjerskiego czy elementy instalacji hydraulicznej oraz elektrycznej. Wystawa poświęcona Powstaniu Warszawskiemu oraz ekspozycja sprzętu militarnego Zwiedzając Wilczy Szaniec nie powinniśmy zapominać, że jest to miejsce, z którego wychodziły nieludzkie i trudne do wyobrażenia rozkazy. To właśnie tu, podczas wieczornej narady 1 sierpnia 1944 roku, zapadły decyzje o krwawym rozprawieniu się z walczącą Warszawą. "Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy" tak brzmiał rozkaz wydany przez Hitlera. Na terenie Wilczego Szańca przygotowano niewielką wystawę poświęconą temu największemu zrywowi ruchu oporu w Europie. Część eksponatów stanowi sprzęt militarny. Jednym z najważniejszych obiektów jest odrestaurowany czołg niszczyciel typu Hetzer, który odnaleziono na plaży w Jastarni. Podobny pojazd padł łupem powstańców 2 sierpnia. Oprócz niego zobaczymy odnalezioną na terenie Gdyni bombotorpedę BT 1000 RS oraz oryginalny silnik bombowca Heinkel HE 111-H11. Makieta Wilczego Szańca (nr 5) Zanim opuścimy Wilczy Szaniec warto zajrzeć do budynków zajmowanych przez Służbę Ochrony Państwa. W dawnej komendaturze działa sklepik z pamiątkami, a w hotelu przygotowano niewielką wystawę. Niemałą atrakcją ekspozycji jest makieta całego kompleksu, przedstawiająca wygląd kwatery z czasów II wojny światowej. Makieta - Wilczy Szaniec Propozycja dla ambitnych: zwiedzanie południowej części strefy II Obszar biletowany obejmuje pierwszą strefę bezpieczeństwa, w której przebywał Hitler wraz ze swoją świtą. Osoby chcące zobaczyć więcej mogą udać się też do leżącej po południowej stronie szosy strefy II, gdzie również zachowały się niektóre zabudowania. Wilczy Szaniec - zwiedzanie południowej części strefy II Znajdziemy tam długi na około 65 metrów schron, który przetrwał do naszych czasów w stosunkowo dobrym stanie. Jest on dłuższy o blisko 20 metrów od najdłuższego z budynków możliwych do zobaczenia w strefie I. Możemy nawet spróbować zajrzeć do środka, gdzie prawdopodobnie będzie na nas czekać widok pustych butelek i puszek po piwie.. Wybierając się do wspomnianego bunkru powinniśmy kierować się główną drogą na wschód, aż do ostrego skrętu w prawo (współrzędne zakrętu: Po skręceniu jedziemy prosto, aż naszym oczom ukaże się schron z charakterystyczną drabinką. Wilczy Szaniec: ceny biletów oraz parking stan na wrzesień 2020 Oficjalny płatny parking znajduje się tuż przy wejściu na teren kompleksu. Opłatę uiszczamy jeszcze przed wjazdem na teren kompleksu. Ceny biletów wstępu: normalny: 15 zł, ulgowy (uczniowie i studenci do 26. roku życia za okazaniem legitymacji): 10 zł, dzieci do 6. lat: wstęp wolny, Karta Dużej Rodziny: 10 zł. Opłata za parking na czas zwiedzania: samochód osobowy: 5 zł, kamper, bus: 10 zł, motocykl: 2 zł, rower: bezpłatnie, autokar: 25 zł. Aktualne ceny biletów oraz wysokość opłaty za parking znajdziecie tutaj. Wilczy Szaniec: dni i godziny otwarcia [stan na wrzesień 2020] Wilczy Szaniec otwarty jest codziennie. Od 1 kwietnia do 30 września: poniedziałek: 08:00 - 20:00, wtorek: 08:00 - 20:00 , środa: 08:00 - 20:00 , czwartek: 08:00 - 20:00, piątek: 08:00 - 20:00 , sobota: 08:00 - 20:00 , niedziela i święta: 08:00 - 20:00. Od 1 października do 31 marca: poniedziałek: 08:00 - 16:00 , wtorek: 08:00 - 16:00 , środa: 08:00 - 16:00, czwartek: 08:00 - 16:00, piątek: 08:00 - 16:00, sobota: 08:00 - 16:00, niedziela i święta: 08:00 - 16:00. Aktualne godziny otwarcia można sprawdzić tutaj. Są w Polsce miejsca nietypowe, nieco tajemnicze, często też takie, z którymi wiąże się brutalna historia, którą powinniśmy znać. Jednym z takich miejsc jest właśnie Wilczy Szaniec w Kętrzynie. To miejsce znane inaczej jako ruiny głównej kwatery Adolfa Hitlera, która znajduje się w samym sercu Mazur. To nie lada gratka dla historyków. Jeśli zatem interesujesz się historią, jest to miejsce, które musisz odwiedzić. W Wilczym Szańcu na Mazurach, Adolf Hitler spędził aż 800 dni. To właśnie tutaj zapadały najważniejsze decyzje, które później zaważyły na losach wielu ludzi. Wilczy Szaniec był miejscem, w którym dyskutowano o budowie nowych obozów koncentracyjnych, zbrodniczych planach i decydowano o wykorzystaniu jeńców. Wilczy Szaniec to miasteczko bunkrów otoczone lasem, jeziorami i bagnami. To największa i najbardziej rozpoznawalna polowa kwatera dowodzenia Adolfa Hitlera, która była w użyciu od 1941 do 1945 roku. Dawniej składało się na nią 2 lotniska, bunkry, 200 budynków, baraki, elektrownia, ciepłownie. Choć kwatera została wysadzona przez wycofujących się Niemców, to po dziś dzień jest wspaniałą atrakcją turystyczną, odwiedzaną przez niemal ćwierć miliona turystów rocznie! Bunkry po latach nadal kryją w sobie wiele nierozwiązanych zagadek oraz imponują swoimi rozmiarami, rozmachem oraz solidnością konstrukcji. Obecnie Wilczy Szaniec jest zabezpieczony i udostępniony turystom do zwiedzania. Od 1 kwietnia do 30 września: poniedziałek-niedziela, od 08:00 do 20:00 Od 1 października do 31 marca: poniedziałek -niedziela, od 08:00 do 16:00 Wilczy Szaniec – gdzie jest i jak dojechać?Wilczy Szaniec – zwiedzanieJak powstał Wilczy Szaniec?Życie w Wilczym SzańcuZamach na Adolfa Hitlera W leśnych ostępach mazurskich lasów znajduje się doskonale ukryty kompleks obronny. Tajemnicze historie, krwawe rozkazy i zbrodnicze zamiary przez lata wydarzały się w tajnej kwaterze Adolfa Hitlera – Wilczy Szaniec. Dziś można ją zwiedzić i poznać, jak żył niemiecki dyktator. Wilczy Szaniec – gdzie jest i jak dojechać? Wilczy Szaniec to nazwa wybudowanej w 1941 roku kwatery dowodzenia Adolfa Hitlera. Położony jest on przy niewielkiej osadzie o nazwie Gierłoż, znajdującej się w obecnym województwie warmińsko-mazurskim. Jeśli nie posiadacie własnego środka lokomocji, to najprościej dostać się do Wilczego Szańca z Kętrzyna lokalnym autobusem lub taksówką. Odległość dzieląca oba te miejsca to tylko 8-9 km. Jeśli chcielibyście zatrzymać się w Wilczym Szańcu na dłużej, a nie musicie odpoczywać w luksusowych warunkach, to możecie skorzystać z oferty hotelu znajdującego się bezpośrednio wśród obiektów historycznych. Ruiny dawnej kwatery Adolfa Hitlera można zwiedzać przez cały rok bez względu na dzień tygodnia. Pamiętać należy jedynie, że ustanowiono dwa terminy decydujące o godzinach otwarcia: okres letni ( – – od 08:00 do 20:00okres zimowy ( – – od 08:00 do 16:00 Opłata za bilety, jaką należy uiścić, aby zwiedzić Wilczy Szaniec wynosi 15 zł. Pamiętać jednak należy, że jeśli przyjedziecie własnym samochodem konieczne będzie wniesienie opłaty za parking w wysokości 5 zł za samochód osobowy i 2 zł za motocykl. Czas zwiedzania jest indywidualny. Ruiny dawnych bunkrów i baraków znajdują się na terenie leśnym i prowadzą przez nie różne ścieżki edukacyjne. Nam przejście jedną z nich zajęło ok. 1 godziny. Spaceruje się przyjemnie, ale pamiętać należy, że jest to las, więc zalecamy założyć wygodne obuwie. Jak powstał Wilczy Szaniec? Jest rok 1940, armia niemiecka kroczy od jednego zwycięstwa do drugiego. Francja padła, więc oczy dyktatora zwróciły się na wschód. Planował on, że cała akcja podbicia ziem sowieckich potrwa maksymalnie kilka miesięcy do roku. Aby być bliżej i sprawniej dowodzić, rozkazał wybudować swoją główną kwaterę bliżej frontu. Po wnikliwych analizach prowadzonych przez wojskowych i architektów wybór padł na położone w Prusach Wschodnich miasteczko Rastenburg (dziś Kętrzyn). Prace ruszyły pełną parą. Biorąc pod uwagę planowane tempo podboju początkowo budowano tylko murowane baraki. Cały teren z zewnątrz został też zaminowany na odległość 50-200 metrów. Z biegiem czasu, kiedy już było wiadomo, że najpierw siła inwazji osłabła, a potem front się załamał, zaczęto umacniać Wilczy Szaniec. Budowano duże bunkry, które potem wzmacniano. Doszło do tego, że żelbetonowy strop w bunkrze Adolfa Hitlera miał grubość 8 metrów. Dla porównania strop w normalnym bloku wielkopłytowym ma grubość ok. 15 cm. W sumie postawiono ok. 200 budynków, w tym elektrownię, ciepłownię, wodociągi, a nawet dwa lotniska. Budowla z założenia miała być tajna, lecz trudno uwierzyć, że okoliczni mieszkańcy nie wiedzieli co się dzieje. W pobliżu kręcili się żołnierze Wehrmachtu z naszywkami „Główna Kwatera Wodza”. Niemniej nawet z powietrza trudno było określić, gdzie dokładnie rozlokowane są bunkry i baraki. Wszystko pokrywała zwarta ściana lasu, a jej szczelność sprawdzano co jakiś czas z powietrza. A czemu nazwa „Wilczy Szaniec”? Nadał ją osobiście Adolf Hitler. Odnosiła się do jego pseudonimu z czasów I wojny światowej. To wtedy mówiono na niego „Wilk” i tak mu się to spodobało, że przetrwało przez dziesięciolecia. Życie w Wilczym Szańcu Pełna załoga, jaką mógł się poszczycić Wilczy Szaniec, liczyła ponad 2000 osób. Poza żołnierzami w jej skład wchodzili lekarze, fryzjerzy, kucharze czy personel pomocniczy. Dodać też należy osoby, które dokonywały ciągłej rozbudowy kwatery głównej Adolfa Hitlera. Przez pięć lat przewinęło się tam blisko 20 tysięcy pracowników. W większości byli to cudzoziemcy, których następnie kierowano do obozów koncentracyjnych celem eksterminacji. Ważniejsi architekci i majstrowie z pochodzenia Niemcy po maksymalnie półrocznej pracy kierowani byli w inne rejony Rzeszy. Najważniejszymi mieszkańcami Wilczego Szańca byli jednak Adolf Hitler i jego najbliższa świta. Najczęściej w otoczeniu wodza pojawiał się Martin Bormann (szef kancelarii partii nazistowskiej). Trochę rzadziej Heinrich Himmler i Herman Goering. Swój bunkier miał tam również Albert Speer, główny architekt Hitlera, ale i wielki zbrodniarz wojenny. Oczywiście w Wilczym Szańcu nie mogło zabraknąć również najważniejszych dowódców III Rzeszy – Wilhelma Keitel’a oraz Alfreda Jodl’a. Biorąc pod uwagę, że Wilczy Szaniec był kwaterą główną naczelnego wodza III Rzeszy nie zdziwi nikogo fakt, że życie prowadzone w nim toczyło się wokół częstych narad i zebrań sztabu. Adolf Hitler przyjmował tam również swoich sojuszników i prowadził z nimi rokowania. To właśnie z Wilczego Szańca padły rozkazy o całkowitym zniszczeniu naszej stolicy i eksterminacji jej mieszkańców w związku z wybuchem Powstania Warszawskiego czy blokadzie Leningradu i wzięciu jego mieszkańców głodem. I to właśnie ze swojej kwatery głównej w 1942 roku Adolf Hitler wypowiedział słowa: „Pochłoniemy albo usuniemy śmieszne 100 milionów Słowian”. O tych i innych wydarzeniach, które miały miejsce w Wilczym Szańcu możecie przeczytać na znajdujących się w dawnych barakach tablicach informacyjnych. Zamach na Adolfa Hitlera W 1944 roku, kiedy już było widać, że front wschodni skazany jest na porażkę, część wysokich rangą oficerów zawiązała spisek przeciwko Adolfowi Hitlerowi. Zamierzali pozbawić go życia, ale ich plany nie obejmowały całkowitego zakończenia działań wojennych. Pomyśleli o zawarciu sojuszu z państwami zachodnimi i wspólnym ruszeniu na wschód. Okazja do zabicia dyktatora przytrafiła się 20 lipca 1944 roku. Jeden ze spiskowców – płk. Claus von Stauffenberg – został wezwany do kwatery głównej, aby przedstawić nową koncepcję użycia armii rezerwowej na froncie wschodnim. Raczej nie stawiano go w kręgach podejrzeń – rok wcześniej w czasie działań w Tunezji odniósł poważne rany. Poza tym ten bohater wojenny był częściowym inwalidą. Stracił jedno oko, prawą dłoń i dwa palce w lewej, a jego noga była usztywniona. Po dojechaniu na miejsce i odbyciu narady wstępnej u marszałka Wilhelma Keitel’a von Stauffenberg uzbroił jeden z dwóch ładunków wybuchowych, które miał w teczce i poszedł na spotkanie z Adolfem Hitlerem. Niestety, nie wszystko było tak jak obmyślili zamachowcy. Z powodu odwiedzin Mussoliniego spotkanie zostało przyspieszone i przeniesione z bunkra do zwykłego baraku. Zamachowiec postawił teczkę przy dyktatorze i pod pretekstem pilnego telefonu udał się na zewnątrz. Zegar szybko tykał. Jeden z pozostałych w baraku generałów potknął się o teczkę von Stauffenberga i przestawił ją za grubą dębową nogę stołu. W momencie wybuchu to właśnie ona i masywny blat uratowały życie Adolfa Hitlera. Zamachowca i jego kompanów ujęto jeszcze tego samego dnia i stracono. Przemierzając Wilczy Szaniec możecie poznać wiele ciekawych historii nie tylko z okresu II wojny światowej, ale i lat które po niej nastąpiły. Niektóre tajemnice nie zostały odkryte do dziś, ciągle okresowo prowadzi się prace badawcze i sprawdza zasypane i zalane pomieszczenia. Kto wie, czego jeszcze się dowiemy. Jeśli lubicie spacery po polach, górach oraz lasach i odkrywanie różnych ciekawych miejsc, to wyruszcie z nami na poznawanie szlaków pieszych w Polsce i za granicą. Według Alexandra Stahlberga, ordynansa feldmarszałka Ericha von Mansteina Po raz pierwszy w kwaterze głównej Hitlera. „[…] Feldmarszałek Manstein został wezwany 6 lutego 1943 r. do stawienia się w Wilczym Szańcu. W tym celu Hitler wysłał po niego swój prywatny samolot, czterosilnikowy Focke-Wulf Condor, który wracając z frontu najpierw wylądował na kętrzyńskim lotnisku. Stąd zawieziono nas samochodem do okazałego domu gościnnego naczelnego dowództwa wojsk lądowych w Mamerkach, który do 19 grudnia 1941 r. służył jako rezydencja zdymisjonowanego feldmarszałka Brauchitscha. Wieczorna narada u Hitlera zaczynała się zazwyczaj między a W zupełnej ciemności wsiedliśmy do dwuwagonowego pociągu, który w ciągu 15 minut miał nas zawieźć na miejsce. Dołączyli do nas gen. Zeitzler i Adolf Heusinger, pułkownik w sztabie generalnym, i ruszyliśmy w ciemność. Podróż miała w sobie coś upiornego: Gdy pociąg się zatrzymał w Wilczym Szańcu, wysiedliśmy ostrożnie, ponieważ tu było przeraźliwie ciemno. Po powitaniu przez adiutanta Hitlera, gen. Schmundta, udaliśmy się do schronu Hitlera. Uczestnicy narady stali wokół jasno oświetlonego stołu z rozłożonymi mapami. Miejsce Hitlera na środku bocznego skrzydła było jeszcze nie zajęte. Leżały tam tylko przygotowane dla niego okulary w złotych oprawkach. Generał Schmundt na chwilę opuścił nas, aby za chwilę ponownie pojawić się w drzwiach i głośno oświadczyć: „Moi panowie, Führer”. Rozmowy oczekujących ucichły, Hitler bez słowa pozdrowił wszystkich zgiętą w łokciu ręką. Obrzucił zebranych wzrokiem, a jedynie feldmarszałka Mansteina powitał podaniem ręki. Ciekawy byłem, jak Hitler, cztery dni po kapitulacji pod Stalingradem, zwróci się do naczelnego dowódcy grupy wojsk lądowych, któremu podlegała rozgromiona przez Rosjan 6 armia. To co wtedy usłyszałem, było mistrzowskim, psychologicznym pociągnięciem Hitlera: „Moi panowie – zaczął – najpierw chciałbym powiedzieć parę słów na temat Stalingradu. Ja osobiście ponoszę wyłączną odpowiedzialność za Stalingrad. A teraz – zwracając się do generała Zeitzlera – proszę o zrelacjonowanie obecnej sytuacji na wschodzie.” Muszę przyznać, że takiej interpretacji faktów po Hitlerze nigdy nie spodziewałem się. Wiele słyszałem na temat napiętych stosunków między dowództwem grupy wojsk lądowych a naczelnym dowództwem wojsk lądowych, względnie Główną Kwaterą Hitlera. Przebieg tej narady zaprzeczał moim dotychczasowym wyobrażeniom o Hitlerze. Nigdy nie wyobrażałem, że on może przyznać się do winy. – Nastąpiła chwila kłopotliwego milczenia. Manstein, podobnie jak i Zeitzler, był tym wyraźnie zaskoczony. Manstein wspomina tę scenę w swoich pamiętnikach, określając słowa Hitlera „żołnierskimi”. Po latach odbieram ówczesne zachowanie się Führera jako wyraźny dowód jego wyrachowania, który tymi słowami chciał pozytywnie usposobić do siebie słuchaczy podczas następnej części narady. Wiedział, że wtedy agituje najskuteczniej, gdy swemu słuchaczowi powie to, co ten w skrytości chce usłyszeć.” Sympatyczna przygoda, czyli jak Rommel poznał się z Mansteinem. „[…] 12 lipca nadszedł z Głównej Kwatery Hitlera rozkaz, aby feldmarszałek Manstein wraz z feldmarszałkiem Kluge, naczelnym dowódcą grupy wojsk lądowych „Środek”, stawili się na południową naradę u Führera w Wilczym Szańcu. Manstein się wściekał: „To nie moment, na Boga, aby frontowi dowódcy akurat w kulminacyjnej fazie bitwy wybierali się w podróż do Prus Wschodnich”. Gdy przed południem 13 lipca przybyliśmy z feldmarszałkiem z lotniska kętrzyńskiego do naczelnego dowództwa wojsk lądowych (Oberkommando der Wehrmacht=OKH) nad Mamrami, generał Schmundt zameldował mu telefonicznie , że zaplanowana na godziny południowe narada w Wilczym Szańcu przełożona jest na godziny wieczorne. Cóż mieliśmy robić osiem godzin? „Wie pan, co teraz zrobimy? – powiedział Mannstein – idziemy się wykąpać!” „Świetnie, panie feldmarszałku – odpowiedziałem – ja jednak nie zabrałem kąpielówek.” „Nic nie szkodzi – stwierdził – tu na zamkniętym obszarze naczelnego dowództwa sił zbrojnych nie ma przecież w ogóle przedstawicieli płci żeńskiej. Rozbierzemy się w naszych pokojach, a potem okryjemy się płaszczami przeciwdeszczowymi.” Opuściliśmy dom gościnny i weszliśmy na szeroki drewniany pomost, wcinający się w pas przybrzeżnych trzcin jeziora Mamry. W drodze nie spotkaliśmy nikogo i wkrótce płynęliśmy, tak jak nas stworzył Bóg, na środek jeziora. – Tylko ten, kto zna piękno mazurskich jezior, może wiedzieć, jak się wtedy czuliśmy. Wokół woda i lasy, żadnej wsi, żadnego domku! Po dopłynięciu do środka zawróciliśmy. W oddali widać było nasz pomost. Byliśmy w odległości około dwóch, może trzech kilometrów od celu, gdy na pomoście ujrzałem ludzi. Feldmarszałek zapytał, czy są wśród nich kobiety. Nie mogłem odpowiedzieć na to pytanie – byliśmy jeszcze zbyt daleko od brzegu. Gdy podpłynęliśmy trochę bliżej, zameldowałem, że na pomoście widzę oficerów, natomiast „spódnic” na razie nie spostrzegam. Za chwilę dodałem, że widzę kilka par czerwonych spodni. „ Jaką czerwień?” – zapytał. Odpowiedziałem: „Obie czerwienie!” (generałów i oficerów sztabu generalnego). Wkrótce dotarliśmy do drabinek pomostu. Próbowałem się zorientować, czy znam osobiście kogoś ze stojących na brzegu. Rzeczywiście, wśród wielu twarzy jedna wydawała mi się znajoma. „Myślę, panie feldmarszałku, że jest tam feldmarszałek Rommel!” – W tym momencie usłyszeliśmy głos z brzegu: „Ma pan rację, mój kochany, to jest feldmarszałek Rommel!” Z góry i z dołu popłynęło gromkie „Halo”, a Manstein zawołał: „Nareszcie poznaliśmy się!”. Rzeczywiście, Manstein i Rommel nie znali się do tej pory: jeden z nich był sztabowcem, drugi zasłużonym żołnierzem frontowym – dwie całkowicie odmienne kariery zawodowe. Z brzegu odezwał się Rommel: „Moi panowie, dlaczego nie wychodzicie.?” Manstein bez zastanowienia odpowiedział: „Właściwie dlaczegóż by nie.” W stroju Adama wspięliśmy się więc po drabinkach i stanęliśmy tak, jak nas stworzył Bóg, przed kompletnie umundurowanymi oficerami. Zanim stanąłem na pomoście, zauważyłem, że nasze płaszcze …zniknęły! Ja miałem jednak dość żartów i ofuknąłem jednego z młodszych oficerów przybocznych Rommla, aby natychmiast oddał nasze płaszcze. Rommel natomiast bawił się dalej tą sceną, udając, że nie zauważył mojej „interpelacji” i przygotowywał się już do przedstawiania swoich oficerów. Płaszcze były oczywiście pod ręką, więc mogliśmy natychmiast okryć naszą nagość. Po tej zabawnej przygodzie wywiązała się między feldmarszałkami bardzo swobodna rozmowa…” Relacja Dietera Wolfa von Schenka zu Tautenburga, byłego właściciela majątku w Parczu i oficera Wehrmachtu w naczelnym dowództwie wojsk lądowych w Mamerkach „Moi przodkowie zamieszkiwali w Parczu od 1529 roku. Dokładnie 400 lat później (w 1929 r.) po śmierci mojego ojca, dobra majątku zostały przepisane na mnie, jako jedynego syna. Do chwili uzyskania pełnoletności majątkiem zarządzał „generalny inspektor”. W 1939 roku zgłosiłem się ochotniczo do odbywania służby wojskowej w 2. pułku kawalerii w Węgorzewie. Brałem udział w kampanii przeciwko Polsce, Holandii i Francji. Później, będąc elewem szkoły oficerskiej w Kampnitz, otrzymałem od mojej matki list, w którym informowała mnie, że w kętrzyńskim lesie oraz na częściowo zarekwirowanym obszarze naszego majątku Organizacja Todta przystąpiła do budowy jakichś tajemniczych obiektów. Jesienią 1940 roku, po ukończeniu szkoły, zostałem odkomenderowany do stacjonującego w Polsce pułku, a stamtąd do pracy w charakterze celnika na granicę rosyjską. Już od pierwszych dni wojny ze Związkiem Radzieckim walczyłem na froncie wschodnim, gdzie zostałem latem 1941 roku dwukrotnie ranny. Po wyleczeniu się w jednym z wiedeńskich lazaretów skierowano mnie do pracy w naczelnym dowództwie wojsk lądowych (OKH) w Mamerkach nad Mamrami. Tu zameldowałem się u generała von Bernhuta. Towarzyszyłem mu w czasie jego licznych wyjazdów służbowych do Finlandii, Rumunii oraz Węgier. W OKH poznałem bliżej ówczesnego majora Clausa von Stauffenberga oraz jego bliskiego przyjaciela, majora Mertza von Quirnheima, (po zamachu na Hitlera obaj zostali rozstrzelani w Berlinie w nocy z 20 na 21 lipca). Obaj posiadali duże poczucie humoru i czuli się swobodnie w towarzystwie wyższych oficerów oraz generałów. Stauffenberg zapraszał mnie kilkakrotnie na konne przejażdżki po starym mamerskim lesie. Dawał wyraźnie do zrozumienia, że nie był zachwycony sytuacją na frontach. Zapamiętałem, że wyraźnie kpił z umiejętności jeździeckich marszałka Rzeszy Göringa. Wiosną 1942 r. zostałem skierowany do służby w wydziale operacyjnym naczelnego dowództwa wojsk lądowych. Tu należałem do grupy roboczej „Południe”. Grupa nasza zajmowała się sporządzaniem danych o sytuacji na froncie Grupy Armii Południe i nanoszeniem ich na mapy sztabowe. Codziennie o godz. odbywała się u generała Heusingera narada robocza. W godzinach południowych zebrane informacje wraz z uaktualnionymi danymi były omawiane na naradzie głównej w odległym o 20 km Wilczym Szańcu – Głównej Kwaterze Hitlera. W tych wyjazdach towarzyszyłem często generałowi Heusingerowi oraz szefowi naczelnego dowództwa wojsk lądowych, generałowi Zeitzlerowi. Osobiście w naradach nigdy nie uczestniczyłem. Moje bardzo prozaiczne zadanie polegało na przygotowaniu map sztabowych przed rozpoczęciem narady głównej. Szef adiutantury Hitlera, gen. Schmundt dawał mi każdorazowo do zrozumienia, abym po wykonaniu tych nieskomplikowanych obowiązków, opuścił pomieszczenie narad. Wykorzystywałem tę okazję, aby udać się do starej herbaciarni, gdzie mogłem „zorganizować” sobie i moim kolegom tanie i stosunkowo dobre papierosy z Sumatry. Bardzo często przybywałem do Wilczego Szańca w towarzystwie oficerów Wehrmachtu, którzy byli tu odznaczani przez Hitlera orderami. Zapamiętałem, jak niektórzy z nich, w trakcie jazdy do kwatery Hitlera, obiecywali sobie powiedzieć Führera szczerze o prawdziwej sytuacji na froncie, o katastrofalnym zaopatrzeniu czy też popełnianych błędach strategicznych. Nigdy nie uczestniczyłem w ceremoniach odznaczeń. Ci, którzy osobiście dostąpili tego zaszczytu, mówili mi podczas powrotnej podróży do Mamerek, że Hitler, jak gdyby przeczuwając na jakie tory może zejść rozmowa, nie dawał im możliwości wypowiedzenia się, -mało tego, po wizycie wracali w optymistycznym nastroju, będąc wewnętrznie przekonani, że trudności na frontach są przejściowe, że wojna zakończy się sukcesem. Do dzisiaj zastanawia mnie jego fenomenalna zdolność przekonywania słuchaczy. Wielokrotnie towarzyszyłem jako ordynans generałom frontowym Kluge oraz Küchlerowi podczas ich wizyt w kwaterze Hitlera. W drodze powrotnej dowiadywałem się, co naprawdę myśleli o „naszym Führerze”. Wszelkie prośby, sugestie oraz rzeczowe argumenty i nalegania odnośnie przegrupowań, cofnięcia jakiegoś odcinka frontu, wzmocnienia dodatkowymi dywizjami itd. spotykały się najczęściej z bezkompromisową postawą Hitlera. Miast zajmować się istotnymi problemami strategicznymi, starał się niejednokrotnie zagłębić w drugorzędne szczegóły działań jakiegoś batalionu czy kompanii, podejmując przy tym zupełnie nietrafne decyzje. Na wyraźny sprzeciw mogło pozwolić sobie niewielu. Do nielicznych – o tym dowiadywałem się z późniejszych relacji – należał generał Jodl. Pewnego razu, a zdarzył o się to tuż po klęsce stalingradzkiej, głośno wyraziłem swoje oburzenie na temat nieudolności Hitlera: „Czy znajdzie się wreszcie ktoś, kto sprzątnie tę świnię!”… Wszyscy zamilkli, zapanowała konsternacja. Po latach, często wracając myślami do tamtej nieostrożnej wypowiedzi, uświadomiłem sobie, na jakie niebezpieczeństwo naraziłem nie tylko siebie ale i moich przyjaciół. Muszę przyznać, że wśród kadry oficerskiej w naczelnym dowództwie wojsk lądowych panowała wspaniała atmosfera. Dobrze rozumieliśmy się, byliśmy z sobą bardzo zżyci, lubiliśmy się. Myślę, że w dużym stopniu należy to zawdzięczać naszemu szefowi, generałowi Heusingerowi. Był dla nas nie tylko szefem, ale przede wszystkim uczciwym człowiekiem, wiernym żołnierzem. Nas przekonywały jego rzeczowe, pozbawione wszelkiej pompatyczności, argumenty, precyzyjnie formułowane myśli oraz zdolność trzeźwej oceny wydarzeń. Jednocześnie promieniowało z niego ciepło, ojcowski stosunek do podwładnych oraz subtelne poczucie humoru. W marcu 1944 r. zostałem oddelegowany na krótkie szkolenie dowódców kompanii w Tours (Francja). Stamtąd miałem zostać skierowany do I. Dywizji Kozackiej walczącej w Jugosławii. Krótki, zaplanowany na kilka dni urlop, spędziłem w rodzinnym Parczu. 20 lipca, około południa, czytając „Berliner Lokalzeiger”, usłyszałem w pobliskim lesie eksplozję. Pomyślałem sobie, że detonacja mogła być spowodowana przez wchodzące na pole minowe zwierzęta leśne. Pola minowe oddzielały II i II strefę bezpieczeństwa kwatery Hitlera i przebiegały po gruntach uprawnych i łąkach należących do naszego majątku. Po około 2 godzinach pojawił się inspektor (zarządca mojego majątku) i poinformował, że nasi francuscy więźniowie, pracujący na łące przy zwózce siana, zostali zatrzymani. Motocyklem udałem się do wartowni. Tam stały już trzy samochody terenowe. W budynku wartowni zobaczyłem Ribbentropa i Göringa. Pomyślałem, że musiało stać się coś nadzwyczajnego. (kwatera Göringa znajdowała się w odległej o 80 km Puszczy Rominckiej, Ribbentrop zaś rezydował w pałacu sztynorckim). Cóż mogło sprowadzać tych gości? Dlaczego czekali w wartowni? Od jednego z oficerów dowiedziałem się, że moi francuscy robotnicy nie mogą być na razie zwolnieni, a o przyczynie ich zatrzymania będę poinformowany w odpowiednim czasie. Wieczorem dowiedziałem się z radia, że na Adolfa Hitlera dokonano nieudanego zamachu oraz o tym, że w godzinach nocnych Führer wystąpi z przemówieniem do narodu niemieckiego. Przemówienie zostało nadane około godziny pierwszej w nocy. Dowiedzieliśmy się, że zamachowcem był płk Stauffenberg. Moja matka i ja spojrzeliśmy z przerażeniem na siebie – Stauffenberg był przecież bardzo częstym gościem w naszym domu. – Następnego dnia oczekiwaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń. Wieczorem podjechał pod nasz dom samochód, z którego wysiadł mężczyzna w cywilu, przedstawił się jako agent gestapo i poprosił o rozmowę z moją matką. Po krótkiej wymianie zdań, oznajmił, że moja matka zostaje aresztowana celem przesłuchania w kętrzyńskiej placówce gestapo. – Tamtej nocy nie zmrużyłem oka. Następnego dnia w godzinach przedpołudniowych odwiedziłem matkę w areszcie. Na spotkanie wyszła bardzo blada ale spokojna. Dowiedziałem się, że pytano ją przede wszystkim o gości, odwiedzających nasz dom. To potwierdziło zasadność naszego niepokoju. W drodze powrotnej chciałem odwiedzić rannych generała Heusingera oraz pułkownika Brandta, którzy po zamachu na Hitlera przebywali w karolewskim szpitalu. Tam dowiedziałem się, że jakiekolwiek widzenie się z wymienionymi osobami jest zabronione. Po powrocie do Parcza, przy rampie naprzeciwko mojego domu, zobaczyłem terenowy samochód oraz kilku esesmanów. Zabrano mi broń, zostałem aresztowany. Po krótkim przesłuchaniu w Wilczym Szańcu, które w zasadzie ograniczyło się do spisania moich personaliów, odwieziono mnie na dworzec w Kętrzynie. Na peronie, oczekując na pociąg kurierski do Berlina, zupełnie zaskoczony zobaczyłem moją matkę w asyście gestapowców. Zarezerwowano nam wspólny przedział, dziwnie oddzielony od korytarza gazetowym papierem. Podczas podróży, która trwała około 10 godzin, nie mogliśmy zamienić ze sobą ani słowa. Wczesnym rankiem dotarliśmy do Berlina. Zbombardowane miasto wywierało przerażające wrażenie. Zostaliśmy zawiezieni na ulicę Księcia Albrechta, gdzie znajdowało się ciężkie więzienie polityczne. W dużym pomieszczeniu, w którym stał długi stół i około 20 krzeseł, zostaliśmy przyjęci przez wysokiej rangi esesmana, którego rozpoznałem po latach na zdjęciach pod nazwiskiem Gruppenführer Müller. Moja matka została wyprowadzona do sąsiedniego pomieszczenia, ja natomiast byłem przesłuchany przez owego Müllera. Interesował się przebiegiem mojej kariery zawodowej w wydziale operacyjnym w naczelnym dowództwie wojsk lądowych. Podczas przesłuchania – to utrwaliło mi się najbardziej w pamięci – rozległo się wycie syren alarmowych. W obliczu zbliżającego się nalotu lotniczego udaliśmy się do piwnicy. Tu spotkaliśmy wielu prowadzonych w kajdankach generałów. Po nalocie ponownie zostałem przesłuchany przez pewnego urzędnika w cywilu. Wielokrotnie pytał mnie, czy znam osoby, które wyrażały swoje krytyczne uwagi o Hitlerze. Szczególnie natarczywie indagował o śmiertelnie rannego podczas zamachu płk Brandta, którego uważano za jednego z najaktywniejszych postaci spisku przeciwko Führerowi. – Z każdym dniem czuliśmy się coraz bardziej załamani i zmęczeni. Dręczyła bezsenność. Niektórzy współwięźniowie nie wytrzymywali. Widziałem jak kilku oficerów, aby skrócić cierpienie, odłamkami szkła przecinali sobie żyły (odłamki szyb okiennych wpadały do wnętrza podczas nieustannych bombardowań lotniczych). Aby temu zapobiec, kazano nam zarówno w nocy jak i w dzień leżeć z wyprostowanymi, zakutymi w kajdany i wyciągniętymi w górę rękoma. Cały czas cele nasze były oświetlone, aby pilnujący nas strażnicy mogli na bieżąco obserwować nasze zachowanie. W końcu października, z powodu braku dowodów mojej przynależności do spisku, zostałem zwolniony. Otrzymałem poświadczenie Głównego Bezpieczeństwa Rzeszy, że od 22 lipca do końca października byłem zatrudniony w aprowizacji na rzecz ww. urzędu. Po zwolnieniu z więzienia skierowano mnie do dywizji grenadierów w Różanie. Ranny odłamkiem granatu przeleżałem później w jednej miejscowości na Śląsku aż do stycznia 1945 r. Stamtąd wywieziono mnie do Erfurtu. Tam spotkała mnie wielka radość – zobaczyłem się z moją matką i jeszcze żyjącą babką. Do zakończenia wojny pozostawało jeszcze tylko kilka miesięcy.” Relacja prof. dr Marlis Tolksdorf, członkini niemieckiej organizacji BDM (Bund Deutscher Mädel) „Związek Niemieckich Dziewcząt” Wspomnienia z kwietnia 1991 roku. Noworoczne odwiedziny Führera. „Byłam wówczas uczennicą Liceum dla dziewcząt i chłopców im. Hindenburga w Kętrzynie (obecnie Szkoła Podstawowa nr 2, autor) i pełniłam funkcję zastępowej w Związku Niemieckich Dziewcząt. […] Zimą 1940 roku zbierano w Trzeciej Rzeszy datki – były to pieniądze lub ubranie – na rzecz ludzi biednych. Myślę, że wykazałam się, podobnie jak wiele moich koleżanek i kolegów, dużą gorliwością. W nagrodę za pracę mogliśmy odwiedzić naszego Führera. 24 grudnia, w dzień wigilii, zostałyśmy przywiezione samochodami bez okien do kwatery Hitlera w kętrzyńskim lesie. Innym samochodem przywieziono naszych chłopców z Hitlerjugend. Tu dosyć długo czekałyśmy na Führera i inne osoby z jego otoczenia. Było niezwykle zimno. W końcu pojawił się wraz ze swoją świtą. Przewodnicząca oddziału naszego związku, Anneliese Buchsteiner, zbliżyła się do niego i zameldowała: „Mój Führerze, Pańska młodzież życzy Panu Wesołych Świąt Bożego Narodzenia” i wręczyła mu kwiaty w imieniu młodzieży kętrzyńskiej. Na to Hitler: „Dziękuję Wam dzieci” i podał wszystkim rękę. Z chłopcami zamienił kilka słów, do nas dziewcząt, o ile sobie dobrze przypominam, nie powiedział nic. Byłam dosyć mocno podenerwowana, możliwe jest więc, że moja relacja niezupełnie zgadza się z rzeczywistością. Potem poprosił nas na świąteczny posiłek i odszedł. Pamiętam, że z kilkoma oficerami jedliśmy w drewnianym baraku kolację. Podano jakieś wegetariańskie potrawy. „Nadzwyczaj skromnie”, pomyślałam sobie. Na tym nasza wizyta w Wilczym Szańcu dobiegła końca. Wczesnym wieczorem rozwieziono nas do domów. Przyznaję: byłam dumna, że mogłam zobaczyć Hitlera oraz uścisnąć jego rękę.

wilczy szaniec zwiedzanie opinie